Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
35



Siedzi Jędruś na przyzbie chaty i bardzo jest zadowolony. Ledwie dziś oczka otworzył, zmiarkował odrazu, że wszystko w chałupie dzieje się inaczej, niż codziennie. Czuje Jędruś, że jest dzisiaj ważną osobą, daleko ważniejszą od Marysi, na którą mama ledwie że zwraca uwagę. Bo i jakże? Marysia leży sobie w kolebeczce, jak zwykle, nawet muchy siadają na nią, a mama nic ich nie odgania, tylko Jędrusia myje, czesze i opowiada mu, jak to Jędruś pójdzie z tatusiem i mamą daleko het! — do kościoła na odpust. Jędruś nie wszystko rozumie, ale skacze w maminych rękach i woła radośnie: — het! puśt! puśt! — domyślając się, że będzie to coś bardzo przyjemnego.
Ile razy mama włoży Jędrusiowi niebieską sukieneczkę w białe kwiatki, a pończoszki i buciki na nóżki, tyle razy Jędruś nie potrzebuje wcale chodzić, bo to tato, to mama naprzemian go niosą na rękach. U taty jest lepiej, choć czasem wąsy ukłują buzię Jędrusia, jak szpileczkami, ale zato tato trzyma mocno, tak że Jędruś może nawet ruszać się i skakać na jego ramieniu. Potym niesie go mama; u mamy jest znowu bardzo ciepło, a chustka weł-