Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
25

po zapłakanej buzi, co chwila jednak odbiegała od niego, węsząc niespokojnie po wszystkich kątach. Dwoje szczeniąt toczyło się po izbie, Burka szukała trzeciego. Nagle doleciał ją przytłumiony pisk. Burka nastawiła uszy... Pisk dochodził ją z za drzwi zamkniętych. Widocznie psiątko dostało się do sieni, i tu je przypadkiem zostawiła Jagna. Burka zaskomliła żałośnie, siadła na tylnych łapach pod drzwiami, niespokojnie myrdając ogonem. Obejrzała się raz i drugi na Jędrusia, szczeknęła, a z za drzwi odpowiedziało jej szczeniątko. Burka nie wytrzymała. Raz jeszcze przypadła do Jędrusia, polizała go znowu zamaszyście, powąchała szczeniątka, obiegła dwa razy izbę dookoła, wkońcu dała susa do drzwi, przedniemi łapami skoczyła na klamkę, drzwi z trzaskiem się otworzyły, i Burka dopadła swego szczeniątka, które, nie mogąc się wygrzebać z za beczki z kapustą, piszczało żałośnie.
Ach, jakie serdeczne było powitanie! Burka, skomląc w najtkliwszy sposób, lizała psiątko po główce, grzbiecie i brzuszku. Potym ostrożnie wzięła je w mordę i odniosła do izby, gdzie je w najdalszym kącie pod łóżkiem złożyła. Upewniwszy się, że żadne niebezpieczeństwo dziatwie już nie grozi — wylazła z pod łóżka, ażeby wrócić do Jędrusia. Ale Jędrusia już w izbie nie było. Ujrzawszy drzwi otwarte, przypomniał sobie mamę, czymprędzej rzucił wózek, którym się bawił, dźwignął się z ziemi i za chwileczkę był już w sieni.
— Ma-ma! — zawołał głośno, ale nikt mu nie odpowiedział.