Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
98

cza oczy i ściąga usteczka, nawołując niedźwiedzia: uhu! uhu!
Poczciwy niedźwiedź z doczepionym do guzika od surduta długim futrzanym kołnierzem mamuńki, wlecze się potulnie na czterech łapach, pomrukując niechętnie, kiedy wujciowie nacierają nań zbyt blizko, łechcąc go, klepiąc i dopytując cygana o małpę.
— Oni śom oba laźem — woła cygan, odganiając wujciów od niedźwiedzia, poczym przywiązuje go do krzesła, uderza rączką w niewidzialne tamburino i zaczyna dziki cygański „taniuszczek“. Du — i — du! du — i — du, oj — la! oj — la! du — i — du — zawodzi, śpiesznie fikając co sił nóżkami. Du — i — du, du — i — du! — zachęca niedźwiedzia do tańca. Niedźwiedź namyśla się przez chwilę, wkońcu przednią łapą poprawia szkła na nosie, dźwiga się ciężko, podnosi najpierw jedną tylną łapę, potym drugą i zwolna kręci się w kółko, naśladując niezgrabnie szybkie ruchy nóżek cygana, a ryczy przytym tak strasznie, że sam cygan blednie ze strachu i kurczowo chwyta się ręki mamy, a z kuchni wybiega Baranusia, żeby się dowiedzieć, co się stało.
A ledwie niedźwiedź dojrzy Barannę, jednym susem wskakuje na krzesło i przemienia się w śmieszną małpkę, która do wszystkich szczerzy ząbki, stroi najpocieszniejsze miny, Barannę ciągnie za fartuch, wkońcu porywa ze stołu jabłko i bojąc się, żeby go jej nie odebrali, wygraża pięścią i zaczyna jeść prędko, prędko, a łupki rzuca poza siebie.