Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXI.
KASIA SOBCZAKOWNA.

„Idzie steczką Podhalanka,
Na jej licach róże dwie.
Rwie jagody, rwie do dzbanka,
Jak poeta myśli rwie“.
Deotyma. Piosnka w Karpatach.

Doktór nie znalazł przyjaciela pod jaworem: szedł więc dalej, oglądając się na prawo i na lewo, pewien, że musi być gdzieś blisko. Przed nim, między krzakami malin, szła jakaś postać niewieścia z dzbankiem do którego zbierała słodkie rubinowe jagody. Ruchy jej miały jakiś wdzięk poważny, ale twarzy nie można było dojrzeć, bo ją osłaniała chusteczka. Jakóbowi, którego ciągle wyprzedzała, znudziło się już patrzeć na granatową spódnicę, zasłaniającą mu cudną zieleń pokrytą kwieciem i chciał zejść w bok z malinowej krainy na łączkę niebieszczącą się tysiącami Dzwoneczków, gdy posłyszał wołanie:
— Tutaj, doktorze, tutaj, chodź pan i siadaj! Obstalowałem już śniadanie.
Głos wychodził z góralskiej zagrody, otoczonej drzewami i znamionującej gospodarstwo zamożne, porządnie utrzymane. Chata była stara, bardzo nawet stara, jak pokazywały szerokie płazy ścian i żelazne kraty w oknach, oraz staroświeckie odrzwia, kołkami nabijane. Jakób zauważył że i w tej zagrodzie wyprzedziła go granatowa spódnica.