Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To też zapragnęłam się zemścić, i jak pan widzisz, udało mi się!
Profesor chciał powstać, ale nie mógł: wyciągnął tylko rękę po słoik, mówiąc:
— O, miss Fanny, zemsta tak szlachetna, tak wzniosła, w tak marnej, tak przewrotnej istocie, jak niewiasta... to jest... jest... chciałem powiedzieć...
— To prawda — odrzekła — ale widzisz pan, my przewrotne istoty umiemy jednak szanować uczonych, a ja się cieszę serdecznie, że mogę choć tę drobną przysługę wyświadczyć wielkiemu człowiekowi! Oto pański kapelusz — dodała, kładąc mu go na głowę, bo słońce dogrzewało — a oto laska i okulary.
Ale profesor nie brał laski ani okularów, które mu dziewczę podawało. Patrzył na nią szeroko otwartemi oczyma, a piękna jej postać wydała mu się anielską.
— O miss Fanny! — zawołał z uniesieniem — pani jesteś najrzadszym okazem zoologicznym, o jakiego istnieniu wątpiłem... to jest, chciałem powiedzieć, rzadkim gatunkiem, a raczej odmianą, to jest właściwie...
— Niech się pan nie trudzi wywodami, jakie miejsce należy mi dać w klasyfikacyi naukowej — odrzekła ze słodyczą — bo wiem, że w oczach pańskich nie mam ani setnej części tej wartości, jaką ma Branchiopod! Nie jestem niestety zabytkiem lodowej epoki, ale pomimo to pamiętam rzeczy dawne, gdy pan był bardzo dobry dla mnie, a ja byłam jeszcze małą. Pozwalał mi pan sobie towarzyszyć w wycieczkach nad jezioro w Rochdale, i rozmawiał ze mną dużo i z dobrocią wtedy, gdy nikt prawie na sierotę żadnej nie zwracał uwagi... I widzi pan, że „niema tego złego, coby na dobre nie wyszło.“ Gdybyś się pan był wczoraj na mnie nie rozgniewał, kto wie czy Branchiopod znalazłby się teraz!
— Więc pani nie gniewasz się, przebaczasz mi? O miss Fanny, jestem upokorzony wielkością duszy pani. Jesteś aniołem!
Profesor mówiąc to, był ciągle jeszcze w klęczącej postawie. Wtem posłyszał za sobą zbliżające się kroki kilku osób, oraz ciche szepty, i tuż nad uchem zabrzmiał mu wesoły głos Witolda.
— A, to tak panie profesorze? grasz przed nami rolę śmiertelnego wroga niewieściego rodu, a w tajemnicy przed nami czcisz na kolanach boginię Psyche: czy się to godzi!
— Zapewnie państwo już po słowie — odezwał się Jakób, tłumiąc wesołość — winszujemy panu z całego serca! Sir Warburton niezawodnie nie odmówi swego zezwolenia. Jak to dobrze, żeś się pan przekonał do kobiet! Życie samotne, licha warte! Niema jak dobra żona. Stare nasze przysłowie polskie powiada: „Dobra żona mężowi korona“