Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dodaj pan — zrobił doktorowi uwagę malarz — że po drodze zboczymy do Siklawy, największego w Tatrach wodospadu.
— Chciałem to właśnie powiedzieć — odrzekł Jakób — oraz że z Morskiego oka możemy wrócić do Zakopanego przez Zawrat.
— Tego nie radzę: ci co wracają przez Zawrat, często dostają zawrotu głowy. Co innego gdy się idzie pod górę, nie mając pod nogami przepaści! Zresztą, po co przebywać dwa razy dolinę Pięciu Stawów? Wracajmy lepiej przez Waksmundzką polanę. Trzeba żeby sir Edward miał różność wrażeń.
— Moi panowie: nie mamy się co sprzeczać, którędy wracać będziemy. Przy Morskiem oku możemy odbyć powtórną naradę. Plan wasz podobał mi się. Prowadźcie mnie na Krzyżne: ale oświadczam, że wracać się nie będę. Nie zwykłem nigdy zawracać z raz wytkniętej drogi. Hasłem rodu Warburtonów z Rochdale, jest: naprzód!
Baronet wypowiedział to ze stanowczością, a Jakób dodał:
— A więc musimy iść do Morskiego oka przez Zawrat, bo przejścia na Krzyżne niema.
Warburton zmarszczył brwi, jak człowiek nie znoszący oporu, ale nie raczył już zrobić żadnej w tym przedmiocie uwagi. Spojrzał tylko na zegarek i rzekł:
— Już dziesiąta, nie traćmy czasu, panowie. Nasi przewodnicy niecierpliwią się.
Ruszono po drodze kamienistej, bystro w górę wiodącej — którą niegdyś wożono rudę z kopalni w Magorze — napotykając po drodze ślady zarzuconych sztolni.
Głos żałosny, przeciągły, przeszył powietrze, głos jakiejś samotnej ptaszyny.
— To gazda szałaśny — rzekł przewodnik, zowie się Slinogórz.
Mały hrabia szedł obok swego guwernera pogrążony w myślach, a na jego twarzy pojawił się wyraz dotąd tam nie bywały, wyraz skupienia. Rzucał od czasu do czasu ciekawe spojrzenia na swego rówieśnika, z którym rozmawiał w tej chwili jego dziadek. Tak życzliwego wyrazu twarzy, tak dobrotliwego uśmiechu nigdy u niego nie widywał! On się bał tego posępnego starca, drżał przed bystrym, nawskroś przenikającym wzrokiem. Głos baroneta, ilekroć doń przemawiał, był zawsze surowy, a teraz ten sam głos brzmiał łagodnie, przyjacielsko, jakby ten ubogi, skromnie ubrany chłopak był mu równy! Matka miała słuszność, gdy go ostrzegała, że ktoś obcy może się wkraść w łaski despotycznego starca. Czyżby on właśnie miał być tym obcym? Trzeba się zatem mieć na baczności, ale i gdyby tak być miało, on, Davy, nigdy temu nie przeszkodzi; nie potrafi pozyskać jego serca i nie będzie nawet usiłował. Jakkolwiek był leniwy, zepsuty, rozpieszczony, ale miał swoją