Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To samo mówi o nim Witkiewicz, który przepysznie opisał niedźwiedzia — rzekł Witold — i zwracając się do Sabały, zapytał gdzie radzi nocować?
— W Kościeliskak o gospody nie bieda, ino bieda wybierać. Na ten przykład Zbójeckie okna, ka Janosik ze swymi hłopcami przebywał. Gospoda piekna, przestronna.
— Więc idźmy tam! — rzekł malarz — prowadźcie nas.
Sabała się nie ruszał.
— Ino że tak głemboko schowana w lesie, co i po dniu nie łatwo do niej trafić.
— Taak?
— Jakież więcej macie gospody? Wy tu gazda od wielu lat i znacie Kościeliska na wylot.
— Do Zimnej groty was nie mogę prowadzić, bo tam lód leży miejscami, toby was zamroziło. Mam parę grot pod Pisaną, ale to nie dla was, bo wejście do nik za trudne. Wziąłbym was do Niżniej pod Zamkiem; widać z niej turnie Organów i Ratusz. A możebyście kcieli nocować w Grobak?
— Nie, żywcem w grobach kłaść się nie chcemy — rzekł śmiejąc się doktór. — Znam tę grotę, pełno w niej dziur, wgłębień, skrzel, występów, kominków fantastycznych, kaplic. Szukano tam widocznie skarbów kiedyś, jak tego ślady zostały w podziurawionych ścianach. Miejsce godne widzenia dla swej oryginalności, ale nie jako schronienie dla ludzi zmęczonych całodzienną wycieczką i pragnących zacisznego spoczynku. Przytem jest tam mokro i ciągle z góry kapie.
— Mnie się zdaje, że Sabała naumyślnie wylicza swoje gospody, żeby nam ich mnogością zaimponować, choć wie, że żadna z dotąd wymienionych nie może się nam przydać. To jest figlarz! — odezwał się malarz.
Ten którego posądzono, uśmiechnął się na te wyrazy, a znając słabość turystów, dodał jakby od niechcenia:
— Kamiennego mleka tam dość.
— O jakiem mleku mowa? — zapytał Henryk.
— O wapiennem, które dla jego gęstości należałoby raczej nazwać śmietaną. Osadza się ono na ścianach groty i na sklepieniu, tworząc wzorzyste rzeźby, a z rzeźb tych później powstają stalaktyty.
Sabała mówił dalej:
— Jest też niezgorsza gospoda w Dzwonnicy, ale dostać się do niej bieda i nie można inaczej, ino trza smerek ściąć, poprzycinać gałęzie, wstawić go do dziury i dopiero spuścić się po nim na dół jak po drabinie.