Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gadkowe tęskne tony, które mało kto rozumie i o których on sam zdaje się nie wiedzieć, choć odtwarzają stan jego duszy. Był on nieodstępnym towarzyszem wypraw Chałubińskiego, który lubił jego filozofię i przepadał za jego muzyką.
Anglik patrzył w ogień tak zadumany, jakby nie słyszał tych wyrazów. Myślał on w tej chwili, że i w jego duszy odzywają się coraz silniej motywa, o których sam nie wiedział, lub mniemał, że wymarły — oraz że najtrudniej jest znać samego siebie.
Chłód go widocznie owiał, bo zażądał jeszcze wina i wbrew dotychczasowemu zwyczajowi, duszkiem wychylił. Cienie padające od skał i świerków, przybierały fantastyczne kształty, do ludzkich podobne postaci. Rozmowa prowadzona półgłosem przez towarzyszy baroneta przycichła. Słychać było tylko granie potoku i jakieś tajemnicze szmery zmieniające się chwilami w długie, przeciągłe westchnienia. Słuch siedzących przy ogniu pochwycił w tych szmerach dalekie jakieś tony, posępne, żałosne, podobne do jęku chodzącego po szczytach wichru lub do płaczu dziecka.
Wszyscy wytężyli uwagę, a najodważniejszych mimowolny przebiegł dreszcz... Henryk czuł jak mu włosy jeżyły się na głowie: patrzył na cienie padające od skał i zdawało mu się, że się one poruszają. Dźwięki przybliżały się i stawały coraz wyraźniejsze: można było nawet odróżnić skrzypki, których głos zdradzał konstrukcyę bardzo pierwotną. Ton szły od wirchu, a towarzyszył im śpiew.