Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszyscy, pomimo miłości, jaką czują do niego, niczem mu nie mogę pomóc, nic na to poradzić.
Mijały godziny.
— Już piąta — szepnęła matka, słysząc bicie zegara.
I wszyscy pomyśleli jednocześnie, że wczoraj o tej godzinie Janek uśmiechnięty i radosny wznosił się w górę.
Mijały godziny. Przyniesione przez Tomka gazety poranne stwierdzały zgodnie brak wszelkich wiadomości o Janku i zawiadamiały o burzy, która przeszła na jego drodze.
Asia siedziała nieruchomo w fotelu. Była już godzina siódma.
— Asiu, połóż się trochę — szepnął Tomek — rozchorujesz się.
— Nie mogę, nie chcę. Tomku, Jankowi napewno stało się coś złego.
Tomek nachylił się nad nią. Niezręcznym ruchem pogłaskał po ręce. Przypomniał sobie tę chwilę, gdy Janek siedział obok niego w Łazienkach, słyszał jego głos:
— Zaopiekuj się Tomku Asią.
— Niewiadomo Asiu, — szeptał, — może go