Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na zegarek, jakgdyby pragnął przyspieszyć chwilę odlotu.
Wreszcie orkiestra zagrała hymn narodowy i Janek zaczął się pośpiesznie żegnać z rodziną. Teraz też nie było czasu na rozczulenie się. Wprawdzie Asia szepnęła kilka razy:
— Janku, ty przecież wrócisz.
Lecz sama była zupełnie przekonana, że nie może stać się inaczej, Janek musi powrócić.
Zresztą, nie było czasu na wzruszenia i na długie pożegnanie. Jeszcze raz Janek całował rodzinę, nie wyłączając uszczęśliwionego Tomka. Potem musiał zwrócić się w stronę kolegów, którzy oczekiwali na pożegnanie.
W chwilę później Janek był już wewnątrz samolotu i unosił się w górę. Powiewały ku niemu chusteczki w rękach wszystkich obecnych. Tomek zaś trzymał rękę wysoko w górze najdłużej. Ludzie zaczynali się już rozchodzić, a on wciąż powiewał swoją chustką, przekonany, że Janek go widzi, lub domyśla się, że to on właśnie stoi.
Patrzyli długo, aż do chwili, gdy samolot znikł zupełnie, rozpłynął się w oddali, wtedy powoli wrócili do domu. Przed bramą lotniska stało kilku fotograów i ci pośpiesznie sfotografowali wychodzących.