Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślisz? To trudno, już po lodach. Co się ma stać, już się nie odstanie.
— Ach, Janeczko! — zawołała nagle, — czy wzięłaś swój aparat fotograficzny? Patrz, jakie tu są świetne typy chłopów, zobacz, ten stary grajek z długą brodą.
Lecz Janka nie zabrała aparatu.
— Musimy to odłożyć na kiedyindziej! — postanowiła.
— Wiesz, jabym nie rozstawała się na twojem miejscu z aparatem.
— Przecież wcale nie umiesz fotografować.
— No tak, ale gdybym umiała i gdybym fotografowała, to jużbym chwytała okazję, gdzie się da.
— Ja nie unoszę się tak łatwo.
— Tak, to prawda, — powiedziała Karolinka z podziwem, — ty jesteś taka opanowana, spokojna, stanowcza. Bardzo chciałabym być taką.
— Taką jak ja? — zdziwiła się Janka.
— Tak, taką jak ty! — potwierdziła z zapałem Karolinka.
— A ja wolę, gdy się każdą rzecz właśnie robi z przejęciem! — powiedział Ludwik.
— Ty? — teraz z kolei zdumiony był An-