Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Karolinka — wołał Jaś i biegł na dalsze poszukiwania.
Wreszcie, któregoś dnia, leżąc na kanapie w gabinecie ojca Karolinka wykrzyknęła ze zdumieniem.
— Co się stało? — zapytała Janka, która siedziała obok niej, haftując monogram na chustce, którą miała ofiarować Karolince.
— Zobacz, Janko, zobacz.
Janka spojrzała wokoło.
— Nic nie widzę.
— Ależ patrz, Janko, patrz, Janko.
Janka rozejrzała się raz jeszcze.
— Nie, nic nie widzę — szepnęła bezradnie.
— Kółko w kółku, trzy kółka — powtarzała Karolinka.
Wówczas Janka spojrzała w kierunku jej wzroku.
Karolinka miała oczy podniesione ku górze. Patrzyła nieruchomo w sufit. I wtedy Janka zauważyła, że ponad wiszącą lampą szlak rysunku na suficie zakańcza się trzema kółkami.
— Znalazłam, znalazłam — zawołała Karolinka — Chodź, Janko, prędzej.
— Dobrze, ale dokąd — zapytała rozsądnie spokojniejsza Janka.
— No, naturalnie, na górę. Prawdopodobnie