Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwiaty w ogrodzie, to także tak kropię na piasku, aby z kropli wyszła duża obręcz; ale to prędko wysycha i zaraz niema nawet śladu.
Śniło mi się jednej nocy, że wszystko jest zupełnie takie same, jak dawniej. Tylko Achmet nie był wcale biały, a zupełnie czarny, a ja wiedziałam, że to Achmet i nie wiedziałam dlaczego tak zmienił kolor.
Śniło mi się także, że tatuś stoi na arenie, a jak zobaczyłam tatusia, to poczułam, te to chyba sen i zaraz się obudziłam. Tak mi jest tu smutno Pawełku, te nie wiem. Już nie mogę dłużej pisać, bo mi się arkusz kończy. Pamiętaj „Płomienną obręcz“! Twoja Dorotka. Dopisuję adres.
Ten oto list Dorotka wysłała własnoręcznie.
Gdy wróciła do domu po przeszło dwugodzinnej nieobecności, zastała wszystkich mocno zaniepokojonych.
— Co się z tobą działo?
— Zabłądziłam, nie mogłam znaleźć drogi, — chciała w pierwszej chwili odpowiedzieć dziewczynka, po namyśle jednak powiedziała prawdę:
— Poszłam list wysłać.
— List?
— Tak.
— Do kogo?
— Do Pawełka.
— Przecież już pisałaś.
— Mnie się zdaje, że ten list zaginął.
Dziewczynka powiedziała to zdanie zupełnie niewinnie, ciotce jednak wydało się, że wie o nie-

137