Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potem spojrzała na Pawełka i nagle rozpłakała się głośno, po raz pierwszy od chwili gdy dowiedziała się, że ojciec nie żyje. Płakała bardzo długo. Pawełek objął ją ramieniem i płakali razem.
— Nie płacz, Dorotko, nie płacz — powtarzał Pawełek.
Lecz Dorotka płakała coraz mocniej.
— Nie płacz, Dorotko; poproszę Klaudjusza, aby pozwolił i pojedziemy na kilka dni do moich rodziców. Tam odpoczniesz, tam ci będzie jak w domu.
— Czy Klaudjusz przyjechał?
— Nie.
— Nie przyjechał na pogrzeb?
— Ależ, Dorotko, przecież on nie wie o niczem.
— Prawda, on nie wie o niczem.
— Wyjechał na tydzień, dziesięć dni, a minęły zaledwie trzy dni od jego wyjazdu.
Trzy dni tylko! A Dorotce wydawało się, że minęły lata od chwili, gdy była jeszcze szczęśliwą i spokojną dziewczynką.
Płakała bardzo długo i podczas płaczu znużona zasnęła oparta o ramię Pawełka.
Gdy się obudziła, było już rano następnego dnia i w pokoju obok pani Klary stała ciotka. Obie układały rzeczy Dorotki do walizki.
— Pojedziesz z nami — powiedziała ciotka.
— Dokąd?
— Do nas. Bierzemy cię na wychowanie.

119