Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak samo będzie pomagał swemu ojczymowi w robocie, heblował deski, politurował szafy, myśląc o tym wielkim, o tym nieznanym świecie, który przecież gdzieś istniał.
Nikt ze znajomych dzieci nie myślał o nieznanym świecie. Nie myślał także jego przyrodni brat, dużo młodszy od niego Piotruś. Wystarczało im całkowicie małe miasteczko i nie zastanawiali się nigdy nad tem, że można mieszkać gdzieindziej, że można żyć inaczej. Tylko Pawełek wiedział. Pawełek pamiętał.
Już od tak dawna znajdował się w miasteczku, taki był mały, gdy wrócili, a jednak pamiętał. Pamiętał nieustający, niemilknący ani na chwilę gwar, pamiętał olśniewające światło, przed którem trzeba było mrużyć bezsilnie powieki, pamiętał czyjeś mocne ramiona, które przytulały go do siebie silnym a jednocześnie pieszczotliwym ruchem, pamiętał duże, ciemne oczy na bladej twarzy.
Pamiętał także dźwięki orkiestry i częsty, radosny śmiech matki.
To wszystko łączyło się z pojęciem tego wielkiego, nieznanego świata, o którym nic więcej nie wiedział, lecz którego nie chciał zapomnieć.
Tak, istniał gdzieś piękny, wielki świat, lecz Pawełek nie wiedział nawet, z kim może o nim porozmawiać.
Gdy mówił do swego ojczyma:
— Gdzie indziej jest pewnie zupełnie inaczej.
Ojczym odpowiadał dobrodusznie:
— E, wszędzie ludzie żyją tak samo.

6