Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic ciotuniu... kocham, kocham bardzo — szepnęła.
— Więc: niech się dzieje wola nieba — rzekły ciocie udając nie źle, że im sprawiono niespodziankę.
Zdzisław i Marynia zdjąwszy kopalniane ubrania wyszli przed wrota szybu. Firmament nieba bez jednej chmurki zdawał się spływać ku nim swym niepokalanym lazurem i zatapiał idących w powodzi jasnych i ciepłych promieni. Jakiś pył złoty zasypywał im nie przywykłe do tak rzęsistych blasków oczy. Szli ku górze w świetlanej aureoli, jakby — wyzwoleni z pęt ciemności ziemi mieli teraz przebyć wspólnie drogę — do nieba.