Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Salis, bardzo jestem zadowolony, że cię tu widzę — siadaj, opaliłeś się!
Salis usiadł. W nosie miał jeszcze zapach kawy i ustępu — tam z kuchni. Machinalnie odpowiedział: tak — spojrzał na umęczoną snem twarz Zygmunta, podszedł do niego i ucałowali się. Zygmunt w kalesonach i koszuli na środku pokoju, zadawał pytania, drapiąc się w plecy. „Czy dostałeś mój list?, no, widzisz, tak, jest tutaj. To ty pół roku siedziałeś tam w tem Zakopanem, ale chyba teraz jesteś już zdrów?“
— Tak, czuję się zupełnie dobrze. Chorowałem długo i nudnie. Te pół roku suchego kaszlu, połykania świeżego powietrza na werandzie i rozmyślań, bokiem mi już wylazło. Mam wrażenie, że może trochę zinteligentniałem, wiesz — samotność, tego ten... Tam jest tylko ładnie, zwłaszcza, jeśli chodzi o przyrodę. Ale żeby z tego korzystać, trzeba być zdrowym, No, teraz jest już lepiej, mam nadzieję, że...
— Możesz tu mieszkać, mówiłem z matką. Patrz, takie tu urządzenie, o, to jest ten pokój, ale spać będziesz w alkowie, w kącie postawi ci się łóżko.
— Bo widzisz, chodzi mi o to, żebym mógł pisać, ostatnio nic nie robiłem — jeśli się ma dwadzieścia jeden lat, to nie należy poprzestawać tylko na marzeniach o sławie, tak jak my to wszyscy robimy, nie wyłączając i ciebie. U ciotki nie mogę, bo ciasno, a oprócz tego przyzwyczaiłem się do pewnych wygód, jak własny ręcznik i grzebień. Kto tu jeszcze mieszka?
— A jakże, w tamtym pokoju matka i dwie pa-