sobie wpobliżu. Teodozja stanęła nad miednicą, przytrzymała kurę kolanami, prawą ręką wzięła nóż, lewą zadarła do góry łeb ptaka. Trzymając nóż w ręku, dwoma palcami wyskubała trochę pierza z podgardla kury, poczem ścisnęła ją mocniej kolanami i przesunęła nożem po gołej szyi. Bluzgnęła krew do miednicy, ściśnięty ptak poruszył się i wyprężył nogi. Na widok buchającej krwi, kotek odbiegł wbok, węsząc. Do miednicy ciurkiem spływała krew, monotonnie dzwoniąc kroplami. Wkońcu, kiedy już prawie wzsystko spłynęło, kura została rzucona na to samo miejsce, pod zlew. Tam drgała w śmiertelnych kurczach. Teodozja dołożyła węgla pod blachę, poczem chwyciła kurę i darła z niej pierze. Napół oskubaną kurę oblała wrzątkiem, aby łatwiej było wydrzeć resztę pierza. Pokrajała ją wkońcu, wyjęła wnętrzności i płukała w zimnej wodzie kolejno: żołądek, serce, wątrobę, nogi, łeb, skrzydła. Pachniało surowizną. Kot chodził nerwowo koło miejsca sekcji, mrucząc pożądliwie. Dostał tam coś, flaki chyba. Wkońcu sprytnie pokrajane zwłoki kury włożono do garnka z wodą, dołożono nieco włoszczyzny i postawiono na ogniu. Teodozja odetchnęła, musiała sobie w duchu przyznać, że zwinęła się szybko, trochę jest zmachana, no, ale będzie rosół dla tego nieboraka.
Zastukano w drzwi głośno, jeden raz. Teodozja otworzyła, listonosz wręczył jej kartę z pięknym widokiem gór. Zaadresowana była do Lucjana. Zaniosła mu ją.
— Pocztówka jest do ciebie, Lucek.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/319
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.