Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do czasu spoglądając w lustro. O kotku nie zapomniał, rzucił mu coś nie coś.
Lucjan wspominał dni, kiedy też był pełen sił i energji. Było to jeszcze tak niedawno, jadł i pił także samo. Ileż to nocy przepędził w wesołem gronie tęgo pijąc, paląc. Och, jakże okropnie brak mu było palenia. Krztusił się jednak i kasłał więcej, skoro próbował się kiedyś zaciągnąć dymem papierosa. Tak, życie może w osiąganiu zamierzonych celów nie jest zbyt przyjemne, ale samo przez się, objawiające się w drobnych, codziennych sprawach, jest niewątpliwie interesujące, zwłaszcza, gdy się jest zdrowym i młodym, zdrowym szczególnie. Żałosna to sprawa, skoro się jest do niczego po powierzchownem zetknięciu z młodą kobietą. A i nerwy pozbawione odporności na błahe zdarzenia, czyż nie są tragicznem dopełnieniem do niemocy fizycznej. Tak, ciało jego było żywym wulkanem, w gardle bulgotała flegma niby lawa, a wielkie słupy krwi, czyż nie podobne były do wybuchów ziemskiego wrzodu. Tliło się to życie w beznadziejności, niby strzęp jakiś ciśnięty między zarzewia czasu. Obok skakał na jednej nodze człowiek, który za parę dni będzie mógł chodzić po lesie, patrzeć na ptactwo i wierzchołki drzew. Tego właśnie najbardziej żałował Lucjan, nie zaś karlich osiągań ludzkiego umysłu. Kiedy uświadamiał sobie, jak dalekim jest wszelki genjusz ludzki od owej istotnej doskonałości, którą natura sprytnie sobie ukryła i o jej istnieniu domyślać się tylko pozwala, aby mieć uciechę z bezskutecznych zamierzeń swoich marjonetek, od dosko-