Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mam robić, żeby było lepiej?
Doktór wstał i oparł się plecami o ścianę.
— Przedewszystkiem poleży pan tutaj, w łóżku z dziesięć dni. Przez ten czas unikać będzie pan wszelkich wzruszeń i podenerwowania. Nie będzie pan jadł potraw zbyt gorących ani ostrych. Zapiszę panu odpowiednie lekarstwo, które będzie pan używał. Potem przyjdzie pan do mnie i pomyślimy o wyjeździe. Jeśliby pan czuł się źle, proszę mnie zawezwać do siebie. Trochę duszno tu jest, trzebaby częściej okna otwierać. Nie palić, papierosy zarzucić koniecznie. Jeść dużo i tłusto, możliwie mlecznie.
Usiadł przy biurku, wypisał nazwy lekarstw na podłużnym kawałku papieru i wręczył receptę Lucjanowi: trochę tiocolu i codeiny, wapna trochę. Bądź pan dobrej myśli, nie lekceważ pan choroby. Dowidzenia.
Lekarz wyszedł, a Zygmunt zawołał:
— Jak temu facetowi umarł ojciec, to ja mu napisałem taki wiersz w formie epitafium. Znaliśmy się i poprosił mnie o to. Teraz się przydał. Powiedział, że źle z tobą? To znany kpiarz, on ma taki system — proszę ciebie — że trzeba przerazić trochę pacjenta. O, już pierwsza godzina! Dziadzia, może pójdziemy trochę do „małej“? Postaram się przynieść ci trochę książek, Lucjanie.
Dziadzia ubrał się, poczem wyszli obaj. Teodozja wsunęła się do alkowy i zapytała:
— Może zjesz teraz trochę tej kaszy na mleku,