Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znów się kładzie. Jestem czasem wprost wściekły, półprzytomny ze snu, nie, on mnie dotąd szarpie, dopóki nie wstanę i nie zjem tego przeklętego śniadania. Nie wyobrażasz sobie, co to za tortury. Ten sen do trzeciej jest tak nerwowy, niezdrowy, że spowodował u mnie rozstrój psychiczny. Ciągle tylko czekam: Kazik, chodź pić mliczko z sucharką, nie marudź, tylko chodź, bo ci stryjuńcio wszystko zeźre... Kazik, Kazik, no chodźże, dokąd będę wołał! Kazik Kazik, no, już, wstawaj na mliczko, na sucharkę, Kazik! — I woła, i potrząsa mnie, i szarpie, dotąd, dopóki nie wstanę, a jak już wstanę, to wtedy daje mi pół szklanki mleka i kawałek sucharka ze słowami: jakbyś się objad na noc, tobyś sie spać nie mógł dalej, kociaczku. Oczywiście, chodzi mu o moje towarzystwo. Rano, o siódmej, naprzeciw naszego okna, tylko o piętro niżej, myje się jakaś urzędniczka, młoda niewiasta, rozbiera się do pasa, i najzwyczajniej w świecie myje się przed pójściem do biura. To on mnie poto budzi, żeby powiedzieć: patrz, patrz, ona znów. To: ona znów, powiada szeptem i kiwa głową. Powiadam ci, że ja tego faceta kiedy zabiję.
— Haha, to rzeczywiście ponure... Jakże on wygląda?
— Wygląda, — proszę ciebie — jak solidny, niegłupi, dajmy na to kupiec. Jest dość wysoki, ma czerstwą twarz, blond włosy zaczesane do góry. Wcale nie sprawia wrażenia dziwaka. Kiedyś rano, kiedy usnąłem po tej urzędniczce, budzi mnie po raz trzeci i mówi: Słuchaj, Kazik! ti wstań i napisz mi wierszyczek na ładną kobietę, bo dzisaj jej imieniny i ja mu-