Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i twarz wilgotnym już ręcznikiem, wzięło go jednak obrzydzenie i, — mokry — wydobył z walizki swój ręcznik. Teraz uczuł podniecenie wywołane nieprzespaną nocą i swędzenie skóry na plecach; poczuł silną erekcję i stanął pod kranem, — zimny strumień wody uspokoił go, nieco tylko twarz paliła i w ustach miał niesmak. Najchętniej położyłby się do łóżka, ale nie miał go jeszcze, zaś spać w ubraniu nie chciał. Postanowił pójść z Zygmuntem do kawiarni — miejsca spotkań cyganerji warszawskiej, żydowskich akwizytorów i plotek starych, znudzonych żydówek. Zygmunt, który nie miał stałego zajęcia, chodził tam codziennie: rano i wieczór, również i Lucjan był stałym gościem „Ziemiańskiej“ jeszcze przed swoim wyjazdem. Szedł więc pełen ciekawości, pewien zainteresowania, jakie wzbudzi wśród kolegów i znajomych po półrocznej nieobecności.
Oto wyszli na ulicę i depczą rozsłonecznione błoto. Styka się tu dzielnica żydowska ze staromiejską; mijają sklepy kuśnierzy i widzą ulicę Długą ze starożytnymi domami ulicy Freta u wylotu. Idą przez Miodową i Zygmunt opowiada rzeczy ciekawe; jest co słuchać.
— Otóż „Dziadzia“ wyjechał w parę dni po tobie, wiesz, że zawsze był tajemniczy, — tak i teraz wszystko stało się niespodzianie i momentalnie. Zrobił małe pijaństwo u „Wróbla“, — raniutko, w ostatniej chwili — udziudziany kompletnie wsiadł do samolotu i pojechał do Gdańska. Miałem list od niego, po-