Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żadnych balów ani tańców także nie będzie — to już wiadomo. Myślę o tem, że trzeba będzie się w tej podróży trochę skupić i nerwy... Tak, będę pisał dziennik, trochę dla gimnastyki umysłu, a może coś się stanie? Jakaś burzusia maleńka: „osiem dni rozbitków unosiły kapryśne fale...“
Wracamy do kabiny, gdzie zaraz robi się ciasno, potrącamy się, drobiazgi tualetowe, które chcemy jednocześnie ulokować w szufladkach, są przyczyną tłoku. Jeden pragnie ustąpić miejsca drugiemu i obaj wyglądamy jak podskakujące marjonetki, uprzejme w ruchach. Wreszcie ja wychodzę z kabiny, staję w korytarzyku i nie wiem dokąd pójść. Na pokład — wiadoma żółtość. Przenika mnie niepokojące uczucie co do następnych dni. Pójdę obejrzeć dokładnie okręt. Schodzę po żelaznych schodkach czy drabince na przód okrętu. Tu zdołu widzę pierwsze piętro naszej kabiny i jadalni, jeszcze wyżej stoi człowiek przy sterze, w cyklistówce z daszkiem dotyłu, obok stoją kapitan i pierwszy oficer. Rozglądam się tu gdzie stoję, na dolnym pokładzie, ale nic doprawdy interesują-