Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko. Pustą butelkę po konjaku pyrgnął przez iluminator, ja wydobyłem z walizki czerwone wino, on — parę jabłek, wkońcu wyciągam poprostu dłuższą zapałkę, i dolne łóżko jest moje. Rozbieram się i zajmuję je. Jeszcze tylko wyskakuję na chwilę aby podeprzeć towarzysza przy wspinaniu się na górne łóżko. Butelkę po winie pyrg! przez iluminator — i zasypiamy.


20 czerwca

Budzimy się już w ruchu. Na rzece La Plata o dziewiątej rano. Dopiero koło Montevideo La Plata spotyka się z morzem, lecz i teraz jej 160 km szerokości sprawia, że mi wszystko jedno. Opieszale wybieram się do łazienki. Trzeba tylko wyjść z drzwi kabiny i nacisnąć ręką klamkę od łazienki. Ale ja na przejście tego metra się wybieram. To co wczoraj wypiło się podczas sporu, owszem — dokucza! No i te dnie poprzednie. Coś mię nakłania, aby wysunąć język przed lustrem. Tak — „ponad śnieg“. Pan De pogwizduje tam nagórze. Niebardzo melodyj-