Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W tej chwili zmówcie pacierz, a to co takiego!
— Jutro, mamo, jutro zmówię dwa — wybełkotał przez sen Zbyszek.
Dała im spokój, Kamil ukląkł przed łóżkiem i pomruczał trochę dla świętego spokoju. Wszyscy już leżeli, gawędzili sennie i powoli. Wreszcie ciotka Zosia powiedziała: „Ludka, zgaś lampę“. Ciotka Lucyna zeszła ze stołu i przykręciła knot. Światło konało, aż wreszcie obróciło się w błękitny, nieruchomy płomyk. Ucichło, tylko ciotka Stasia przytuliła do siebie Kamila i szeptała mu bajkę: zamiast oczu miał gwiazdy, zamiast głowy miał ziemię, zamiast ciała miał niebo, wysiadywał na piekle i płakał...
Z samego rana przygotowywano się jak do długiej, morskiej podróży. Dwie ciotki wyrywały sobie rurki, pożyczały pudru i odpychały od lusterka. Ciotka Lucyna klepała pacierze gdzieś w kącie, zapomniana. Wreszcie cała gromada wyruszyła, ciotka Zosia wróciła się jeszcze, aby sprawdzić, czy zamknęła drzwi. Wsiedli do tramwaju i to był wielki koszt, te bilety tramwajowe. Konduktor zakwestionował wiek Kamila: taki duży chłopak i pół biletu? Ma chyba więcej niż dziesięć lat. Jechały ze skupionymi minami, ciągle nawołując dzieci: „Nie wychylaj się, siadaj, zdejm buty z ławki“. W hali dworcowej stał wuj Kazio z żoną. Krytycznie spojrzał na grupkę sióstr i siostrzeńców. Okazało się, że nie byli sami: na skutek śmierci Anny powyłazili ze swych schronów nieznani dotychczas kuzyni, dalecy krewni. Dwóch mężczyzn i trzy kobiety. I oni też jadą na pogrzeb. Zaczęli się całować, jakieś wspomnienia; „tyle lat, biedna Anka!“ Mężczyźni byli