Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwa grube, calowe pliki pięćset­‑markowych banknotów. Były to jakieś olbrzymie pieniądze. Uderzył go zapach migdałowego olejku, który bił od tej gotówki. Wyciągnął jeden banknot. Schodząc do szofera poczuł nagle straszliwy lęk, że oto zostaje sam na sam z takim majątkiem. Wręczył szoferowi banknot i szybko powrócił do pokoju. Zamknął się na klucz i wpatrzony w samotne, sponiewierane słotą, drzewo za oknem, przesiedział na kufrze do obiadu, drżąc z podniecenia, przechodząc istne męki pieniężnej gorączki. Dziewczyna dobijała się do drzwi, chcąc sprzątnąć pokój, ale jej nie wpuścił. Staruszka pieściła się kilka minut przez dziurkę od klucza, ale też jej nie wpuścił, nie tłumacząc się nawet. Każdy trzask przeszywał mu serce niby igła. Otworzył drzwi, kiedy mu służąca przyniosła obiad; do stołu nie chciał zejść za żadną cenę. Poczuł ulgę pod wieczór, kiedy wrócił pełen depresji z przepicia, ponury i zdenerwowany ojciec. Andrzej nie pozwalał Kamilowi odejść od siebie, kazał sobie opowiadać fragmenty z pobytu u ciotek; — zbolały ogromnie, przewracający się z boku na bok. Wreszcie zażył proszek i usnął. Tej nocy Kamil czuwał, leżąc na łóżku, wsłuchany w szum wód deszczowych, spływających rynsztokami, w śpiewne okrzyki górali. O świcie Andrzej zwlókł się do umywalni i słaniając się z męki, począł pić wodę z wielkiego dzbana, później spojrzał nieprzytomnie na Kamila i zwalił się na łóżko.
Tego dnia Andrzej jakby ocknął się, począł robić jakieś rachunki, coś kalkulował, przeliczył starannie obie paczki z pieniędzmi, poczem wyszedł sam na miasto,