Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umajestatyczniały postać pani Gorlickiej. Nie przystając, popchnęła chłopca w stronę Kamila i parę kroków dalej, pochylona nad szufladą, zaczęła mówić:
— Żebyście mi tylko domu teraz nie zaczęli wywracać do góry nogami... Antek niby nieśmiały, ciebie jeszcze nie zna, ale wasze zbliżenie może was rozbisurmanić i gotowiście mi tutaj po głowie chodzić! Nie będę was rozróżniała, baty wedle przewinienia... Alina! Dopiero rozpalasz primus, kiedy już kawa powinna być odegrzana, co?! Gdzie jest Ela? No pewnie... na plantach, z żołnierzami! Dzielę chleb dla was... po kolacji Kamilowi pościelesz w jadalni, Antek, jak zawsze, u mnie. Najlepiej niech zjedzą i zaraz się kładą. Ja się śpieszę... w razie czego, jestem u pani Patszke... Eli powiedz, że się z nią rano rozprawię. Dobranoc, chłopcy Co tak się obwąchujecie wzrokiem...
Istotnie,, spozierali na siebie jak dwa pieski; ostrożnie i boczkiem, unikając inicjatywy w ożywieniu tej znajomości. Dziewczyna podała im odgrzaną, ranną kawę, dwie duże kromki chleba z marmeladą, sama przycupnęła ze swoją porcją gdzieś w kącie, mlaskając stamtąd i chlipiąc. Ci dwaj jedli blisko siebie, na rogu stołu; Antek stał oparty łokciami, zaglądał w swój kubek z kawą, dmuchał tam albo maczał chleb. Chłopak miał twarz pospolitą i gapiowatą. Czoło zmarszczone, oczy okrągławe, brudno­‑niebieskie, kostropate, ziemista cera na policzkach, nos pyrkaty, płaczliwy jakiś... Szerokie szczęki, broda płaska i usta bez warg, równo zaciśnięte i wypukłe, nieco małpie. Zachowywał się raczej pokornie, czochrał przystrzyżoną na zero łepetynę,