Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdarza. I gdyby widzieli pijanego włóczęgę, toby się śmiali, a ten Żyd wydał im się raczej czymś posępnem. Albo pewnego popołudnia z bramy na Rynku wytoczyło się dwoje splecionych z sobą w wściekłej walce ludzi i turlając się szybko, istne kłębowisko, wyturlało się za trotuar, gryząc się i rwąc sobie włosy wzajemnie, dopóki ich dwóch czy trzech policjantów nie rozłączyło. Okazało się, że to mężczyzna i kobieta. Wtedy zebrany tłumek gapiów, począł gniewnie wykrzykiwać na mężczyznę, że bije kobietę. I Kamilowi zrobiło się niepokojąco i wstydliwie, że wszyscy się złoszczą na mężczyznę, a nikt nie zwrócił uwagi na tę ich bójkę, która mu się wydała tak niesłychanie śmieszną, a zwłaszcza w tym momencie, kiedy już po rozdzieleniu ich przez policjantów, kobieta korzystając z nieuwagi, podskoczyła z kopniakiem do mężczyzny i suknia jej się wtedy zrobiła jak wachlarz, kobieta nie dotknęła nogą mężczyzny i nieporadnie skakała na jednej nodze. W dni słotne dorożkarze jeździli po ulicach z parasolami w rękach, co w połączeniu z melonikami było już bardzo śmieszne.
Kiedyś wszedł do kościoła Mariackiego i w tej chłodnej ciszy i pustce ogarnęła go tak bezmierna nuda, że aż ukląkł z fizycznego osłabienia. Na posadzce biegła ścieżka brudnego śniegu z ulicy, w ławkach tkwili nieruchomi i przygarbieni ludzie, ktoś zakasłał i odgłos tego kaszlu poraził i podkreślił straszliwą martwotę kościoła. Kamila przejął lęk, że nie odczuwa kojącej atmosfery domu bożego i z lęku postanowił pójść do głównego ołtarza i zmówić modlitwę: „Ojcze nasz“ choćby. Ale myśl, że Bóg wie o tej modlitwie