Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przestali włóczyć i żebyśmy ciągle mieszkali razem...
— Otóż to! Nie włóczyć się i ciągle razem! Wchodź, głodny jestem!
Przy jedzeniu Andrzej wypił nieco. Podniecony, ciągle wspominał o jakimś tajemniczym interesie i po każdym zdaniu powtarzał: „Jak Bóg da“, „O ile dobrze pójdzie“. Zamyślał się, przecierał binokle, mrużył oczy. Kamilowi szczęście odebrało apetyt. Ze wstydem wspominał złe myśli o ojcu. Jest dorosły i mądry, wie co robi. Chce, aby im obu było jak najlepiej. Z podróży posyła się karty. Z Zakopanego zaraz napisze do ciotek z pozdrowieniem. Tort, który jadł, zdawał mu się oddziaływać na umysł. Wzbierała w nim słodycz i umiłowanie całego świata.
Po kolacji uczta duchowa. Wspaniały film o wytwornym księciu Kuku. Śliczni ludzie u ruchach pełnych wdzięku. Chłopczyk w wieku Kamila bawi się w parku z wielkim, kudłatym psem. Słońce i wietrzyk rozpryskuje fontannę. Andrzej szepce Kamilowi na ucho: — „Niestety, ja nie będę do końca... wrócisz do domu sam, muszę wyjść. Czekaj na mnie rano... do widzenia, synu...“
Andrzej wysunął się spomiędzy krzeseł i znikł w ciemnościach. Kamil czuł jego suchy pocałunek na skroni i myśl o nim odwracała uwagę od ekranu. Jakiś samochód zleciał w przepaść, nadjechał drugi, który nie zleciał, wysiadła z niego pani w płaszczu podróżnym i w powiewnym szalu, uklękła, przeżegnała się, zaczęła szlochać. Na sali zrobiło się jasno, trzeszczały krzesła, ludzie mieli zawiedzione miny... nie-