Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozczulać nad sobą, kto wie czy twój opciec nie cierpiał również głodu i niewygód... Widzisz, niepotrzebnie doprowadziłeś swoich kuzynów, że sami się wsypali co do twego obiadu... To są dzieci... zrobili to pewnie nie tyle z głodu, co z łakomstwa. Wybacz im, poproś cioci, żeby ich nie karała. Pamiętaj być zawsze mężczyzną, gdziekolwiek się znajdziesz... Przeproś ciocię i kładź się spać. Pocierpiałeś trochę... teraz będzie ci lepiej. Zawiozę cię prawdopodobnie do Anglii, do jakiegoś porządnego zakładu naukowego. Bądźcie zdrowi, do jutra!
Po wyjściu Andrzeja zrobiło się nieprzyjemnie i wyczekująco. Kamil przechodził wtórny tego dnia okres niesmaku do samego siebie. Oparty o stół i znieruchomiały, wpatrywał się w jakąś szparę. Ale raptem jakby sobie przypomniał, że przecież ten ojciec rzeczywiście się pokazał, że te wszystkie sprawy nie mają znaczenia... Naturalnie, od jutra przestają istnieć! Do Anglii! Byleby tylko te dwie marki wsadzić do książki Tak, to musi załatwić koniecznie.
Ciotka Zosia pochyliła się w krześle i zawołała w mrok:
— Wyłaźcie mi w tej chwili! Jak szczury po tych kątach wiecznie się tłamszą i kryją. Ja was też, zdaje się, oddam do jakiego zakładu wychowawczego, tylko nie do Anglii, ale do Studzieńca. Wyłaźcie, mówię!
Pokazali się. Jak dwa jeże; niechętni światłu stanęli obok siebie. Kamil uprzytomnił sobie, że jeszcze nigdy nie widział ich tak wyraźnie. Pulchny brunecik o żywych oczkach, był Jerzyk o głowę niższy od chudego o poszarzałym wzroku i delikatnej, drobnej twarzycz-