Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaków i lubi mocno się zaklinać. Cała postać Janka i to co mówił, uderzyła Kamilowi do głowy. Od tego spotkania pod źródłem Janek począł wypełniać duchowe życie Kamila. Marek został odtrącony bezlitośnie... istniał tylko podczas zajęć fabrycznych. Ten zahartowany i niezbyt uduchowiony andrus raptem zaniepokoił się chłodem Kamila... Zaniepokoił się również swoim stanem... Co go właściwie ten szczeniak od kamizelczarek obchodzi! Dlaczego ciągle o nim myśli i wspomina dawne, wspólne życie? I Marek sposępniał, słowem nawet nie zdradził się przed Kamilem, że go wogóle przyjaźń z Jankiem coś obchodzi, ale z lękiem myślał, że Kamil wogóle nie zastanawia się nad swoim postępkiem i patrzy na niego jak na obojętnego znajomka. Wieczorami, kiedy spotykał nowych przyjaciół, pogrążonych w rozmowie i gestykulujących, przechodził na drugą stronę, bojąc się, że go wciągną do swego towarzystwa choć na chwilę i wtedy gotów się zdradzić ze swymi uczuciami.
Stało się jeszcze coś, co powiększyło różaniec niepokojów Kamila. Na ulicy Topiel mieszkał chorowity i chuderlawy, wiecznie wałęsający się nierób, czternastoletni Kalina, chłopak cierpiący na knajackie ambicje, nieudolnie naśladujący żargon, słowem tchórzliwy nudziarz. W tajemnicy i wstydliwie trudnił się dostarczaniem pestek i niedopałków do fabryki Kamila i Marka. Kalina był zielonkawy na twarzy i cuchnący. Mieszkał z matką i rodzeństwem w suterenie. Swoich pracodawców traktował z mieszaniną ironii, dezorientacji i podziwu. Kamil oddawna widywał Kalinę w towarzystwie wiotkiej blondynki, czternastoletniej dziew-