Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

muszę kombinować, bo mnie takie życie koni dorożkarskich... jak to inni żyją... jest znienawidzone. Gdzieś przeczytałem: siedzi uczony na balkonie i męczy się: gdzie jest zakończenie tego wszystkiego? Aż tu mucha wylazła z buteleczki atramentu i łażąc po papierze napisała: „Aj.“ I wtedy uczony pomyślał: Wszystko jest przypadek, jak to „Aj“, co je głupia mucha napisała. Ale ja dalej nic nie kapuję. To ci, bracie są kwestie niepokojące!
Kamil oszołomiony towarzystwem Janka oraz jego rozważaniami, zaniemówił i szedł z głową, w której wirowały przerażone myśli. Rzeczywiście. Gdzież ten świat się kończy? To straszne pytanie aż bolało. Co za piekielna nowość! Przy tym ten Janek, ten imponujący mądrala, który tak nagle, na ulicy, ni stąd ni zowąd zwierza mu się ze swoich zwątpień. Nie, to za wiele wrażeń naraz. Kamil chrząka, poświstuje nawet... cóż, taka sobie zwyczajna przechadzka we dwóch. Ale już jest pod silnym wpływym Janka. Janek zdecydował poczekać aż Kamil załatwi z krawcem i razem wrócą do domu. W drodze powrotnej wypytał Kamila o jego dawne życie... zapytał także czy już wie o dziewczynie i chłopaku, napomknął o swoim bracie Wacku, który umarł tak idiotycznie, prawie z winy Kamila... Tak, to był porządny chłop... A takeśmy się tu kiedyś dziwili, że właściwie nikt z rodziny nie ma do ciebie żalu... a nawet sympatie... boś chciał ulżyć choremu... Ale, ale!... A czy ty w Boga wierzysz?
— Ja?... Jakto... Każdy wierzy... Daj spokój! — Cóż to za nowa potworność, pomyślał Kamil.
— No nie, bracie. Jakto? Każdy wierzy! Fraje-