Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drzwi, dwoma kadłubami z wypukłych listew. Szafa ta była obok stołu najważniejszym sprzętem pokoju. Chroniła w sobie zimową i letnią (pozostałość z lepszych czasów) garderobę mieszkańców; mieściła się w niej biblioteka złożona z kilku książek o różnorodonej treści, jak: „Poradnik lekarski“ ułożony przez jakiegoś księdza, „Kształcenie woli“ Payota, „O Mormonach“ jakiegoś amerykańskiego pisarza oraz kilkadziesiąt zeszytów Jacka Texasa, spuścizna po wuju Janku z okresu narzeczeńskiego. Poza tym szafa posiadała mnóstwo skrytek, — aby otworzyć którąś z dolnych szuflad, należało unieść górne dno, — służyła także za schron podczas niewyszukanych i umiejscowionych niepogodą lub złym humorem ciotki Zosi zabaw w chowanego dwóch jej synów, pachniała w środku naftaliną i zastałym zaduszkiem niewietrzonej odzieży, na skutek czego, małpiatkowaty i embrionalny Zbyszek, lubiący wąchać wszystko co mu pod nos podpadło, wtykał często głowę w odchylone drzwi szafy i stał tak zakrzepły, z wypiętym zadkiem, w który, zaniepokojona dziwacznymi skłonnościami dziecka, matka uderzała drewnianą linijką. Górny wierzch szafy, obramowany miniaturowymi filarkami, służył w czasach dostatku za spiżarnię, niedostępną dla ograniczonych wzrostem łakomczuchów.
Oto tło i dziedzina, w jakich się znalazł Kamil po śmierci matki. Powiśle, kamienica i pokój na parterze — świat obcy, surowy, istna tokarnia duszy.
Uniesiony gwałtownym prądem zdarzeń z ospałej wegetacji na ulicy Złotej, oszołomiony i zdezorientowany bolesną zmianą w swym życiu, Kamil dopiero teraz począł obejmować swym dziecięcym umysłem su-