ryk od odczucia tego: — On idzie przecież powierzchnią, po grzbietach ryb trwających ławicą w podziwie najwyższym. — Lecz — co za dziwne uczucie — straszne: przez gardło, przez nos i uszy leje się woda — zimna, zła, słodkawa: — leje się do wnętrzności, dusząc, dławiąc... oh... ohh... ohohoch!! — krzyku nie można wydobyć. Przed rozwartemi szeroko oczyma — poprzez wodę, przesuwają się obrazy jakieś dziwne: wyraźnie widzi Emeryk: elementarz z wielkiemi literami — modlącą się babkę — Florę uśmiechniętą szyderczo — siebie tam, pod oknem. Przeróżne sceny z życia, z tego pomylonego życia. Wszystko to kręci się, miesza, wiruje i wielka twarz Chrystusa patrzy na Emeryka łagodnie. Śmierć na dnie stawu, w mule — usadowiła miękko zwłoki Emeryka Sobla.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/32
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.