Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Edlahty en face: była żółta i niemrawa, zwyczajnie, — jak to twarz umierającego człowieka. — Edlahta wysunął biały język i zwilżył nim wargi, poczem utkwił w Panae swe szare oczy i powiedział raźniej, jak poprzednio.
— Wszystko... wszystko to pamiętam, a ty możebyś przestał kraczeć, jak zdychająca wrona i żarł swój bób. — Kończąc te słowa Edlahta kopnął nawet lekko kota, lecz sprowokował go tym ruchem do częstszych jeszcze zaczepek.
— Ha... haha, — wiedział co powiedział! — Możebyś mi lepiej powiedział jak wygląda piekło, bo go już pewnie widzisz trochę truposzu. — Czekajno, czekajno, — jeszcze ci coś przypomnę. — To wino, co to ci sprzedałem trzy lata temu, nie było cypryjskie, tylko zwyczajne świństwo z Palanty, — a tyś się na tem nie poznał, stary ośle... phiu... hem... czekajno, jeszcze coś — dziewczyna, którą ci naraiłem dwa lata temu, a z którążeś się ożenił i którą Bóg litościwy zabrał ci rok temu, stary sknero, — nie była moją kuzynką, tylko‑tie... tie ty pomiocie jaszczurczy — kochanką moją była, i wcale nie jesteśmy kuzynami, nie myśl sobie... wszyscy o tem wiedzieli, — tak... hm... no — i kiedyś mi przez cały rok pieniądze na msze za jej duszę dawał, żebym, niby je zanosił do kościoła w Kijoli, — to ja je zanosiłem, owszem, ale do kasy oszczędnościowej, gdzie je zapisywali na moje nazwisko, — również... hem... dlatego dostawałeś tak często po mordzie w knajpie u Sawaka, bo podbu-