Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zu przyszła do wendy żona nauczyciela i kazała sobie pokazać materjały na suknie. Paul wyrzucił na ladę kilka sztuk, ale kobiecie nie podobały się te gatunki, więc zapytała Paula: — „Nie ma pan czegoś lepszego?“ — „Nie, dla pani tylko to!“ — „A pani aptekarzowa kupiła niedawno bardzo ładny materjał“ — „A wie pani ile aptekarz zarabia? No, a ile pani mąż zarabia? Acha... Może pani sobie wybrać tylko z tych!“.
Innym razem zmęczona upałem i drogą kolonistka weszła do wendy i poprosiła subjekta o szklankę wina za dwieście reisów. Subjekt nalał wina, ale podskoczył Paul i krzyknął: „A wody to się nie może napić! Wino jest tylko dla tych co mają na nie, a jej mąż winien mi trzysta milreisów!“ O tym dzielnym Paulu krążyła pogłoska, że w nocy zebrał chłopów i z rewolwerami i oskardami poszli rozbierać kaplicę, a później z tego materjału położyli fundamenty pod kolegjum. Pomyślałem sobie, że przy okazji trzeba będzie odwiedzić tego Paula. Zwolna rozmowy zaczęły się rwać, ktoś wstał, ziewnął, zaraz też wszyscy zaczęli wchodzić do stodoły, porozkładali posłania i legli pokotem. Leżeliśmy w ciszy, tylko Sawczukowie i Bełcik opowiadali zabawne historyjki. Ktoś westchnął i zamruczał żałośnie w ciemności:
— Oj, wszów my tu kurzych i biszów nałapiemy, że później z rok w nafcie przyjdzie się moczyć!
Na to ktoś: — Będzie ich tu, będzie!
Leżałem nawznak, wpatrując się w drżące w szparach między deskami dachu gwiazdy, w jasno-zielony księżyc. Sztuczność tej naturalnej dekoracji była wprost drażniąca. Począłem sobie robić bilans doznań z ostatnich dni. Od chwili wyjazdu z Candido do Abreu wrażliwość moja znacznie otępiała. Pobudzony kilkoma łykami kaszasy umysł, dopiero teraz począł sobie zdawać sprawę, że jednak taka przejażdżka przez dżunglę nie zdarza się często i powinienem był silniej reagować na to co widziałem. Ale musiałem przyznać na swe usprawiedliwienie,