Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chłopiec, zrywając się na równe nogi i ukazując ręce wolne.
— Cicho! Pan Bóg daleko, a król puszty blisko! Dwóch jego przyjaciół tu zostało, przed nimi będziesz się tłumaczył. Hej! Szandor! Kasper! bywajcie tu! — zawołał, zwracając się ku drzwiom.
— Gore! gore na dachu! — rozległy się naraz krzyki dwóch ludzi.
Karczmarz wypadł z komórki, zapominając drzwi zamknąć za sobą. Skorzystał z tej chwili Ludwik, wybiegł również, skierował swe kroki ku stajence, którą zastał otwartą, odwiązał od żłobu konie swego ojca i ulubionego kucyka, wyprowadził je, trzy konie puścił wolno, wskoczył na kucyka i cmoknął na niego.
Zmyślny kucyk bez namysłu ruszył ku domowi, a trzy pozostałe konie popędziły również w tym kierunku. Oddaliwszy się nieco, Ludwik zwrócił głowę za siebie Karczma gorzała jasnym płomieniem. Co było przyczyną pożaru? Nieostrożność zapewne. O ugaszeniu płonącego budynku drewnianego nie można było myśleć. Ratowano tylko ruchomości.
Niezadługo Ludwik usłyszał tętent galopujących koni. Zwrócił się znowu i ujrzał dwóch Cyganów, ścigających go, co koń wyskoczy.
— Dogonią mnie, czy nie dogonią? — myślał Ludwik. — Prawda, że wierny kucyk pędzi, jak wicher, ale cygańskie konie roślejsze, zbliżają się z każdą chwilą bardziej.
Wtem strzeliła mu do głowy myśl szczęśliwa.
— Cyganom więcej zależy na koniach, niż na mnie!
Skręcił w bok kucyka, dając trzem pozostałym koniom swobodę wyboru drogi.
Nie popędziły za nim, na pusztę szeroką, ale cwałowały dalej do swojej stajni.
Jeden z Cyganów strzelił. Kula świsnęła koło głowy Ludwika, nie robiąc mu żadnej szkody.
Westchnął gorąco do Boga, nogami uderzył kucy-

27