Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Sądecki miał zabawić w Temeszwarze tylko jeden dzień i wrócić. Ale „chłop strzela, a Pan Róg kule nosi“, jak powiada przysłowie. Pani Sądecka odebrała z poczty list, w którym ją małżonek zawiadomił, że, będąc proszony przez pełnomocnika o obejrzenie z nim razem w pobliżu Temeszwaru majątku, który pan Bela Nagy chce kupić, musi o kilka dni swoją nieobecność przedłużyć. W dopisku nadmienił, że osławiony król puszty grasuje obecnie w okolicach Banatu, że urządził ze swoją szajką kilka zuchwałych napadów i że wysłano z Temeszwaru pandurów, aby go schwytali.
— Zapewne i gościa naszego napadli batjarowie z bandy Janosza — odezwała się pani Sądecka, doczytawszy listu do końca.
— I ja tak myślę — odpowiedział Ludwik. — Żeby już raz jako z tym Janoszem skończyli! Gotów jeszcze i nasz dwór nawiedzić! Mieszkamy w takiem pustkowiu... Zanimby nam kto zdążył przyjść z pomocą, jużby zrobili, coby chcieli.
— Ufajmy, że nam Bóg tej próby oszczędzi — rzekła pani Sądecka, składając ręce.
Ranny czykos już był prawie zdrów; skaleczenie zabliźniało się szybko pod ową maścią, osłabienie również mijało, a jednakże nie opuszczał swego pokoiku.
Pani Sądecka odwiedzała go codzień na chwilę; natomiast Ludwik spędzał z nim dużo czasu, a nieznajomy rad z nim gawędził. Czwartego dnia swego pobytu zapytał pani Sądeckiej, kiedy jej mąż powraca.
— Jutro już tu będzie z pewnością, — odpowiedziała — ale nie obawiajcie się, nie zrobi wam krzywdy. On ma dobre serce i chętnie zatrzyma was w gościnie, dopóki zupełnie sił nie odzyskacie.
Czykos spojrzał na nią z wdzięcznością.
— Nigdy państwu nie zapomnę tej dobroci — wyszeptał stłumionym od wzruszenia głosem.

19