ją. Po to, żeby znów wrócić po pewnym czasie, nowe próby podjąć. Szukać drogi.
Zakładał się, żeby nie dokuczać. Nie dokuczać wogóle, nie dokuczać nikomu. Za trudno. Trzeba inaczej. Rozłożyć to jakoś. Wpierw próbuje nie dokuczać Józiowi, gdy się uda, wtedy Staśkowi, potem — Piotrkowi. I tak po kolei. Po jednemu. Tak łatwiej.
Zakładał się, żeby nie przeklinać. Tydzień po tygodniu — porażka. Doszedł stopniowo sam, lub kolega poradził, — bogatszy w doświadczenie, że lepiej — częściowo. Wpierw się odzwyczaić od słowa: „cholera“. — 30 „choler“ zastrzegł sobie w tygodniu pierwszym. Mówił 15. — Zaryzykował i zastrzegł sobie na tydzień następny — 0 — odrazu. Porażka: mówił 16. Zastrzega 20. Mówił 13. Zastrzega 13. Mówił 10. Zastrzega 5. Mówił 8. Zastrzega 8. Mówił 3. Zastrzega 5. Mówił 2. Jeszcze tygodni parę, doszedł i utrzymał się na 0. „Odzwyczaiłem się. Teraz zakładam się, żeby nie mówić „do pioruna jasnego“, bo mówię często, sam nie wiem, — kiedy mi się powie“. — Droga już krótsza. — „Jak się odzwyczaiłem od przekleństwa „cholera“ to już od mówienia „do pioruna jasnego“ łatwo mi poszło. I jeszcze insze przekleństwa mówiłem, nie zakładałem się i nie postanawiałem nawet, żeby nie mówić. Same do głowy już nie przychodzą“.
O zakładach w życiu bieżącem nie mówi się, nie pisze, nie oblicza. Osłonięte milczeniem.