także zamilkł i coś mocno się zamyślił. Pan Krzysztof mówił dalej:
— Opuszczając wszelkie niepotrzebne dekoracye, jako ludzie dojrzali, przystępuję wprost do słowa, którego wszyscy pragniecie. Zapisuję wam „Złotą Górę!“
— Krzysztofie, panie Krzysztofie! — zawołało kilka głosów naraz.
Pan Krzysztof uśmiechnął się brzydko i mówił dalej:
— Oto widzicie, co ludzi w ekstazę wprawić może. A więc dajmy pokój sercu, jeśli kilkanaście włók ziemi, kilka szop i karczma przy krzyżowej drodze tak miłą sprawiają emocyę. Człowiek chce być faryzeuszem sam dla siebie. Po co to?
Twarz pana Jędrzeja poczerwieniała jak pąs, podniósł się z krzesła, wystawił prawicę, jakby do przysięgi, i zawołał;
— Oto klnę się na Boga, że w sercu mojem nigdy nie powstało pragnienie sukcesyi po tobie, kochany Krzysztofie, i jeśli szczerze myślisz o zgodzie, nie mów więcej o „Złotej Górze“.
Pan Krzysztof zaśmiał się, spuścił oczy na talerz i mówił, nie zważając na pana Jędrzeja:
— „Złota Góra,“ według ostatniego wyrachowania, ma sześćset morgów ornego gruntu, dwieście łąk, a pięćset lasu. Są wprawdzie w dolinach mokre pola, ale jakie takie rowy, a plon będzie nieszpetny. Trzy karczmy, z których jedna na krzyżowej drodze, niesie tysiąc złotych. Dwa młyny i tartak także coś znaczą. Suma summarum można
Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/102
Wygląd
Ta strona została przepisana.