Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
V.

Stanąwszy w swoim pokoju zawołał pan Malina przez okno na stróża. Wkrótce zjawił się przed nim człowiek z rozczochaną czupryną w butach sznurkami powiązanych.
— Zawołasz tu murarza Jakóba! — rzekł do niego gospodarz domu.
— Jakóba? — odpowiedział stróż zapuściwszy rękę w rozczochrane włosy — tego opoja, który w kanałach sypia?
— Tego samego! Czego się patrzysz na mnie?
— To ladaco, proszę pana!
— Właśnie że ladaco, dla tego biorę go do roboty! Już ja dam sobie radę z nim... pod mojem okiem musi robić! A innemu, porządnemu musiałbym dwa razy tyle zapłacić!
Stróż poskrobał się w głowę. W słowach pana Maliny był rozum i to rozum nielada. Inaczej nie miałby pan Malina takiej dużej kamienicy. Ugiął się przed tym rozumem biedny czło-