Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VI.

Pan Malina rzadko bywał w domu profesora, co najwięcej cztery razy do roku po czynsze kwartalne. Nie miał on żadnego pociągu ani do jego książek w oślej skórze, ani do jego rozpraw o duchu i materyi. Jako pan kamieniczny był on wyższym nad wszystkie drobnostki, nawet nie imponowała mu czerwona suknia pani profesorowej, ani złote warkocze Anieli nie wywarły na jego kamienicznem sercu jakiegokolwiek wrażenia. Była to według niego po prostu rodzina urzędnicza, stworzona przez Pana Boga na lokatorów cudzych kamienic. Jako materyał zapełniający najwyższe i najniższe izdebki kamienicy miał on tylko jakiekolwiek znaczenie — ale w bliższą poufałość nie wchodził z nim nigdy właściciel kamienicy.
Pan Malina pozdrowił rodzinę profesora dosyć obojętnie, kobietom się ukłonił, panu Filipowi poufale podał rękę.
Ponieważ blada twarz mężczyzny w oknie przeciwległej kamienicy w głąb się gdzieś usunęła —