Przejdź do zawartości

Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rokiem idea zbratania narodów, i nadzieja nieochybnych ztąd korzyści, większą była od bólu tej rany — a pan Michał, zagrzany do tego przykładem możniejszych, z szczerem i chętnem sercem podpisał adres o usamowolnienie włościan, czyniąc dla tak olbrzymiej myśli ofiarę z swego przekonania i majątku.
I zdawało się panu Michałowi, że rozsiewając olbrzymią myśl, pobratanie w jeden wielki trybunał wszystkich narodów ziemi, sieje ziarnem niezawodnem, a on tymczasem rzucał garścią piasku, i niewiedział wcale że z piaskiem tym rzucił ziarnko złota, ową zgubioną iskrę zgasłego meteoru...
Były to czasy królestwa jednodniówek na ziemi. Masy zazwyczaj są jednodniówkami, a na swojem czele nie lubią ludzi dalszego wzroku. To też pod wpływem mas zużywają się wielkie, żelazne charaktery, i w jednym dniu kończą swój żywot publiczny, stając się przeto faktycznie jednodniówkami. Przy takim efemeryzmie możeż się ustać jakaś myśl wielka, która czasu potrzebuje, aby rzucona w rolą, zeszła, urosła, zakwitła i owoc wydała? Nie były to zaiste fortunne czasy dla myśli pana Michała!
Ale pan Michał był jednodniówką, a więc podlegał tym samym wpływom, które inspirowały masy, i temi samemi, co one, chodził drogami. Apostołując słowem i czynem równość społeczeńską, chciał tą myślą przyjść do zbratania narodów, których trybunałowi miał swoje życzenia przedłożyć. Rzuciwszy więc taką myśl na tło wszelkich swoich usiłowań, podzielał i przebywał z masami wszelkie inspiracye, a często nawet szedł im przodem. Każdej postanowionej uroczystości pożyczał poważnej swojej po-