Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wtedy rzeczywiście będzie bardzo dobra pora poruszyć ten temat... wtedy serce Euzebii...
— Przedewszystkiém, trzeba wyrozumieć rzecz co do majątku, bo bez tego niema interesu!
— Naturalnie.
— Potém trzeba jakoś do serca panny przemówić...
— Spuść się na mnie.
— A teraz, o co mi głównie chodzi: Jeżeli jedno i drugie zawiedzie, jeżeli kwestya majątku lub serca okaże się nam nieprzyjazną... to po cóż kark mam łamać po górach? W takim razie dałbym za wygraną i z drogi się wrócę!
— Dobrze — ale jakże o tém będziesz wiedział?
— Możemy się umówić. Jeżeli wszystko będzie w porządku, to machniesz mi stryjaszek trzy razy kapeluszem... a jeżeli przegrana, to trzy razy chustką!... Pierwszy sygnał doda mi sił; gdy ujrzę drugi, plunę na wszystko i wrócę w dolinę!
Stryjaszek uznał plan taki za dobry i towarzystwo cale ruszyło naprzód.
Droga pięła się coraz więcéj do góry, wózki klekotały przeraźliwie po kamieniach, a idący przy wózkach górale przyśpiewywali wesoło i ochoczo.
Euzebia po raz piérwszy widziała wysokie góry. Siedziała obok matki i na wszystkie strony wykręcała piękną główkę, aż złote loczki w powietrzu fruwały. Pojedynek dzisiejszy nie wydawał się jéj wcale groźnym. Siném i różowém światłem oblane góry, uśmiechały się do niéj jak sny dziewicze; były od nich niemniéj piękne i rozkoszne! Te małe odcienia i arabeski na ścianach