Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Michna! odlew! — krzyknął Wilga — pal młynka! z dołu! Referendarza!
I jakoż w saméj rzeczy cięcie referendarskie takie było mistrzowskie, że chcąc się przed niem zasłonić, musiał adwersarz szablę na dół spuścić, przez co głowa jego w wielkiém była niebezpieczeństwie.
W téj chwili zrobił się hałas. Z kagańcem w ręku, w lekkiéj, powiewnéj szacie wypadła Dorota z izdebki, a wymówiwszy: Jezus, Marya, Józef! stanęła między walczącymi. Światło kagańca padło na twarz mniemanego króla — Michna upuścił szablę.
— Ruścinowski! — krzyknął.
Ruścinowski rzucił perukę, która mu zawadzała, a otarłszy pot z czoła, zawołał:
— Ażem się wytrzeźwił! Nie wiedziałem panie Michna, że się Waszeć tak tęgo bijesz.
— Ba, któż się spodziewał, że to Waść...
Wilga stał, jakby go piorun uderzył. Chciał coś powiedzieć, ale język stwardniał mu jak kołek. Zabełkotał, splunął i nic więcéj.
— Toście z szlachcicem w straszaka grali? — krzyknął wreszcie — wystawiliście dziewczynę na publikę?... ha! Strzelać się musisz, strzelać...
— Wujaszku kochany... jęczała Dorota, jabym umarła...
Ruścinowski spojrzał na nią, a szabla wypadła mu z ręki. Dorota była cudnie piękną. Jéj włosy rozpuszczone wijące się po śnieżnych ramionach, jéj szata wiotka, powiewna, oddająca wybornie przecudne jéj kształty, jéj głos srebrny, drżący, w którym były łzy i rozpacz,