Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51
Nieboszczyk w kłopotach.

leży, a cóż dopiero od duszy, która jest lekszą od pierza! —
Oburzyły nieboszczyka te słowa O. Błażeja; chciał już głowę podnieść i krzyknąć na niego, ale coś go trzymało w trumnie. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Ojciec Błażej tak mówił, bo wiedział, że był dobrze zapłacony! Przecież nieboszczyków zawsze się chwali...
O. Błażej mówił dalej:
— Wyrodny synu!... — rzecze dalej Pan Bóg do inkulpata — czyś pomyślał o tem., jaką boleść sprawiasz rodzonej matce swojej, nie mówiąc już o mnie, bo ja na takich kpów nie zważam; czyś pomyślał, że ona tutaj wiecznie nad tobą płakać będzie, a ja jej nic nie pomogę!... Przypomnij sobie jak to było, gdyś się urodził! Dano ci za patrona nie ostatniego z świętych moich, chrzestna matka twoja, stolnikowa Zawiecka, cmokała do ciebie: Tymciu, Tymciu, ty mały robaczku mój!... I wszyscy sąsiedzi cmokali i wydoili na twoję pomyślność dwie kufy wina, nie licząc gąsiorków z nalewkami! I wszyscy mówili, że będziesz zacnym a nawet wielkim człowiekiem, mając przykład taki z ojca i matki!... I jakżeś wyrósł? Oto wyrosłeś na sowizrzała!... Otoczono cię wygodami, niańki i piastunki nosiły cię na rękach; potem guwernantki lękały się głowę twoję zbytnią nauką obciążyć, a gdyś dostał majątek