Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
42
Jan Zacharyasiewicz.

cni o nim. Jedni żałowali go, że w kwiecie wieku tak marnie zszedł z tego świata, inni opowiadali sobie jego grzechy a nawet bardzo ostro za nie go sądzili.
Nieboszczyk słyszał to wszystko. Zrazu wydało mu się to bardzo zabawnem. Zaciskał zęby, aby się nie roześmiać, albo broń Boże, nie kichnąć. Rozrzewniało go, gdy młode kobiety nad tak młodym i przystojnym nieboszczykiem łzy wylewały — a zaciskał ze złości ręce, gdy ten i ów recytował mu grzechy jego i powątpiewał, czy na sądzie ostatecznym dostąpi odpuszczenia!... Często chciał już odburknąć infamisowi, który niestworzone rzeczy wygadywał, ale powstrzymał się, przypomniawszy sobie, że jest nieboszczykiem.
Wreszcie zaczęła go ta rola niecierpliwić. Nogi mu ścierpły, poduszka była za nisko. Jeść mu się chciało, a gardło było tak suche, jakby oddychał powietrzem afrykańskiem!... Nie było jednak rady na to. Ludzie nabożni przychodzili i wychodzili, a do wieczora było jeszcze daleko! W nocy obiecali mu przyjaciele wspaniałą ucztę, tą nadzieją musiał się pocieszać. Wreszcie sen dobroczynny skleił mu naprawdę powieki, a siedzący na gradusie przyjaciel musiał głośniej odmawiać modlitwę, aby lekkie chrapanie nieboszczyka przygłuszyć.