Przejdź do zawartości

Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
24
Jan Zacharyasiewicz.

do rydwanu jego zwycięstw? Czyż może on teraz stanąć przed nimi? Usłyszy ich śmiech szyderczy, a starościna łomżyńska zapyta, zmróżywszy swoje zalotne oczka:
— Tymosiu, Tymosiu, co się z ciebie stało?
Położenie było straszne, ale rady na to nie było. Kniahini milczała jak grób, a nawet uśmiechała się z pewnem zadowoleniem, gdy o Brochwiczu kto mówił. Widocznie pochlebiała jej wiele ta opinia i była niejako osłodą doznanego zawodu. Zdobyć tak wybrednego amanta, było godne najwyższej zazdrości. Robiła wszystko, aby w tej wierze wszystkich utwierdzić.
JPan Tymoteusz był w rozpaczy, ale musiał poddać się strasznemu wyrokowi. Nietylko, że się rąbał z Litwinem na kilka zawodów, ale wkrótce musiał opuścić stolicę, jak aktor scenę, na której został wygwizdany.

JPan Tymoteusz przesiedział czas jakiś w swoim dworku wiejskim. Był on podobny do lisa, który szczwany psami obleci kawał ziemi, potem wraca do legowiska, skąd wyruszył; ale natura ciągnie go zawsze na zdobycz. Otóż i pan Tymoteusz miał taką naturę i on poczuł ochotę nowej zdobyczy, chociażby na mniejszą skalę.