Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pójdź, niech cię ucałuję! Zkąd tobie taka mowa! Nigdy nie mogłam nic podobnego od ciebie usłyszyć!... Powtórz mi, proszę cię, jeszcze raz. Może nauczyłaś się z książki?
— Moja książka to moje serce — odpowiedziała powolnym głosem Terenia, przykładając z pewnym wyrazem omdlenia drobną, kształną rączkę do wzniesionej piersi.
— Tereniu, Tereniu! — krzyknęła Janina — ja cię nie poznaję! co się tobie stało? mówisz jak rozumna.
— Wczoraj, dzisiaj czuję się jakoś lepiej, zazwyczaj ciśnie mi coś na sercu.
— Ach, moja droga, nie uwierzysz, jak to boli, być wzgardzoną!
— Prawda, to boli! — odpowiedziała Terenia, a ożywiony na chwilę jej wzrok padł znowu bezmyślnie na ziemię.
— Nigdy jeszcze tego nie doświadczyłam.
— Ach, to boli!
— Dotąd miałam pogardę dla drugich, a dzisiaj on...
— On nie chce cię kochać?
— Nie, nie... obojętną mu nie jestem — zawołała Janina, chodząc szybko po pokoju — nie jestem mu obojętną. Spostrzegłam to, gdyśmy ostatnią razą rozmawiali ze sobą. Ale on się zmusza do obojętności... on chce mnie poniżyć... on chce, abym ja pierwsza przed nim się ugięła... Ale nie, to się nigdy nie stanie... On musi upaść przedemną, a wtedy zemszczę się!
— Zemścisz się? — krzyknęła Terenia i podniosła głowę.
— A już ci zemszczę się — odpowiedziała Janina, śmiejąc się i klaszcząc w dłonie — zemszczę się strasznie i okrutnie, bo mu powiem... że go kocham!
Wymówiła to słowo głosem, w którym ozwały się wszystkie struny duszy namiętnej. Taki głos wciśnie się w każde serce i pozostanie tam na zawsze, jako urywek owej melodji niebieskiej, której przez długie wieki przysłuchują się aniołowie i wiecznie jej pragną...
Pobiegła szybko do stolika, na którym leżała biała, batystowa chustka; bo łzy puściły się z jej oczu.
— Ach, Tereniu! gdybyś ty kochała! — mówiła wśród łez Janina.
— Ja kocham! — odpowiedziała Terenia i utopiła wzrok gdzieś w powietrze.
— Ty kochasz? Któż jest twoim kochankiem?
— On.
— Co za on?
— Nie znam go.
— Ty go nie znasz, a kochasz?