Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdzież ona? Szukamy ją na adamaszkowej kanapce w prześlicznej sukni à la bajadere, w czerwonych, złotem haftowanych pantofelkach, z najświeższą Edmunda About powieścią w ręku... szukamy ją z pędzlem w ręku i paletą, siedzącą przed trójnogiem i wpatrującą się okiem artystki w zawieszony przed nią oryginał gorącego Murilla... albo szukamy ją przy biórku misternej roboty, siedzącą z opartą na drobnej rączce głową, zamyśloną i dumającą nad jakimś listem treści zagadkowej, który po raz dziesiąty czyta i czyta... Ach nie, takiej kobiety nie znajdziemy tutaj.
Jest ona w tym cudownym buduarze, piękniejsza od wszystkich tych pięknych gracików, ale nie czyta «Tolli», nie kopjuje Murilla, ani nie marzy nad listem zagadkowym. Smukłej postaci, pełnych kszałtów, rumianej, okrągłej twarzyczki, w której maluje się szczerość i dobroć serca jak na dłoni, stoi ona przy dużej, mahoniowej szafie i z ostrożnością systematycznej gospodyni wybiera z półek srebra. Na sobie ma suknię ze zwykłej szkockiej materji, w duże, trochę jaskrawe kraty; ładną główkę ujmują w czarne ramy gęste włosy, zaczesane à la Valois. Na sukni jest prowizoryczny fartuszeczek z ciemnej materji, aby chronić suknię od różnych przygód gospodarskich.
Koło niej stoi młody, piękny mężczyzna. Jego włosy śmiało w tył zarzucone i niedbale zagięty kołnierz od koszuli, jako też i proste zawiązanie chustki przy braku wszelkich innych błyścidełek, okazuje jasno, że do stanu kupieckiego nie należy, ani nie jest «drobnym negocjantem». Z oczu nieco wklęsłych, z kilku zmarszczkami na pięknem, otwarłem czole, można wnosić, że ten młody człowiek obrał sobie daleko mozolniejszą drogę na tym nędznym padole płaczu, jak ją mają kupczykowie i «drobni negocjanci». Jest to jeden z zastępu tak zwanej inteligencji, doktor filozofji i docent na jakimś wydziale naukowym. Możnaby go podejrzywać, że jest literatem, a przynajmniej poetą bezimiennym. W piśmie perjodycznem «Thalia» pojawiają się od czasu do czasu ładne, tylko trochę nadto transcendentalne wierszyki, które piękna jego sąsiadka w sekrecie mu przypisuje. Ale poeta bezimienny wypiera się swoich wierszy, a pięknej narzeczonej zamyka usta pocałunkiem. I trudno nawet wiedzieć, dla czego piękna narzeczona tak zawsze o tych sierocych wierszach z nim mówi. Czy tak lubi literaturę, czy jego pocałunki?...
Ładna, młoda Matylda zagląda do szafy z całą systematycznością swego pochodzenia, wyjmuje i ociera różne srebra i stawia je na dużym stole. To zatrudnienie przypada jakoś do jej rumianej, okrągłej twarzyczki; wie ona dobrze o tem, i patrząc na pięknego młodzieńca, uśmiecha się filu-